Z rodziną dobrze nie tylko na zdjęciu

Anna Nowak

Poppy i Mruk powrócili na ekrany kin w wielkim stylu. Trzecia odsłona ich przygód to spektakularnie kolorowa, naszpikowana dowcipami i podlana niezwykłymi aranżacjami muzycznymi jazda bez trzymanki (czasem wręcz dosłownie!). Czy trzeba ją zobaczyć? ABSOLUTNIE!

Poppy i Mruka spotykamy w momencie, w którym ich przyjaźń przerodziła się w miłość, a okazją do jej celebrowania staje się ślub Brydzi i króla Chrząstki. Są na nim wszyscy – rodzina, przyjaciele, masa balonów i serduszek. Absolutna perfekcja, której nie może zburzyć nic. No, może nagłym i dramatycznym przybyciem starszego brata Mruka, Johna i publicznym wyciągnięciem na światło dziennie sekretów z ich wspólnej przeszłości.

Ku swemu gigantycznemu zachwytowi Poppy odkrywa, że jej Mruk był kiedyś członkiem najlepszego boysbandu wszechczasów – BroZone! Razem z Johnem, Sprucem, Floydem i Clayem łamali niegdyś niewieście serca i zdobywali listy przebojów. Nic, czego należałoby się wstydzić, a wszystko, czym warto się chwalić. Możliwe, ale – jak dowiadujemy się z początkowego flashbacku z przeszłości – rozpad formacji był nagły i brutalny (zwłaszcza dla Małego Mruka). Bracia rozeszli się po trollowym świecie, a teraz John usiłuje ich zebrać, by ruszyć na ratunek Floydowi, który wpadła w zagrażające jego życiu tarapaty…

Chłopc… Trolle malowane!

Wątek boysbandu, choć na pewno zainteresuje dzieci i wciągnie je aspektem wizualnym, to jednak zdecydowanie celuje w dorosłych. Zwłaszcza tych, pamiętających złote czasy girls- i boysbandów, w których zawsze musiał być Ten Emocjonalny, Ten Zabawny, Ten Przystojny, Ten Młody i Lider. "Trolle 3" w absolutnie przeuroczy i wyciskający łzy ze śmiechu sposób bawią się tą kliszą i dosłownie grają każdym jej elementem – od stylizacji po choreografię na scenie. Sama linia melodyczna i tytuły BroZone'owych hitów to hołd dla tego, co w latach 90. w muzyce było najlepsze (a w każdym razie najpopularniejsze). A już finałowy koncert to czysta perfekcja rozgrzewająca tłumy w sposób, który wzbudziłby zazdrość w niejednym Nicku czy Justinie.

Ach ta rodzina…

Tym, co przebija się przez cały film jest wątek rodziny i rodzeństwa oraz wszystkiego, co z nimi związane. Zaczynamy z wysokiego C i odkrycia, że samotnik Mruk ma czterech braci. Potem dowiadujemy się, że jedynaczka Poppy ma starszą siostrę, o której nie miała pojęcia. Od tego przybytku głowa może rozboleć i nawet w pewnej chwili Mały Diament komentuje to pytaniem "CZY TYLKO JA TU NIE MAM RODZEŃSTWA???" (co w kontekście wydarzeń na ekranie było BARDZO zasadnym pytaniem).

Dynamika między rodzeństwem, ich relacje oraz sposoby na radzenie sobie z konfliktami oraz problemami są tym, co na pewno niejeden mały widz zrozumie i odnajdzie w tym siebie. Z jednej strony mamy Mruka – najmłodszego z grupy braci, którego wiecznie traktują jako "młodego" i który nie chce konfrontować się z poczuciem odrzucenia, jakiego doświadczył. Z drugiej strony jest Poppy – jedynaczka, która oddałaby wszystko za prawdziwą siostrę i która – gdy wreszcie ją spotyka – robi dokładnie to, czego się po niej spodziewamy: skacze w tę relację na główkę. Jest wreszcie Viva – odnaleziona siostra Poppy, której koszmary z przeszłości również sprawiają trudność w nawiązywaniu relacji i byciu starszą siostrą.

Z kolei dorośli na pewno roześmieją się na widok ojcowskich perypetii dojrzałego Spruce'a (czy Bruce'a, bo tak obecnie się przedstawia). Niegdyś łamacz niewieścich serce, teraz podtatusiały przedsiębiorca w branży turystyczno-wakacyjnej, stateczny mąż i ojciec gromadki rozbrykanych maluchów, który z podobną swadą żongluje zamówieniami w knajpie, jak i problemami z dziećmi. Tyle, że nie – zaropiałe oczko i dziecko, które utknęło w butelce po keczupie go przerastają i z radością wyrywa się z kieratu, by ruszyć z braćmi w trasę. I niejedna mama może nauczyć się asertywności od żony Bruce'a – pozwoliła na tę swawolę, ALE będzie to szanownego małżonka kosztowało…

Idealna harmonia, czyli każdy jest… sobą

Pomiędzy dowcipami i gagami, hitami jak z lat 90., i zapierającymi dech w piersi animacjami i kolorystyką scen, pojawia się i wątek dążenia do perfekcji (określonej w bajce mianem "idealnej harmonii") i jego zgubne skutki. Dążenie to zniszczyło BroZone za pierwszym razem i teraz, gdy bracia potrzebują siebie najbardziej, znów grozi zniszczeniem ich odradzającej się relacji. To ważna lekcja dla każdego – bez względu na wiek – a sposób jej podania naprawdę sprawia, że zapada ona w pamięć. Historia Mruka i jego braci pokazuje, że idealnie jest wtedy, kiedy każdy jest sobą i może być sobą. Wtedy dzieje się prawdziwa magia. Na scenie i poza nią. I z tą myślą w głowie warto opuścić seans.

PS Honorowa wzmianka należy się także Brydzi. Jej ikra, żądza przygód i mad motocycle skilzzz to coś, czego nie da się zapomnieć!